Spływ kajakowy, nocne podchody, park linowy, strzelanie z łuku, pieczenie pizzy – to tylko niektóre atrakcje, jakie mogli przeżyć uczniowie pierwszej klasy sypniewskiego technikum przebywając w Ośrodku Wypoczynkowym Piła-Młyn w ramach trwającej od 19-go do 21-go kwietnia „zielonej szkoły”.
Pogoda nikomu nie zepsuła nastroju, ale do końca trzymała w niepewności. W trakcie trwającego blisko trzy godziny spływu Brdą towarzyszyło nam piękne słońce. Dla części młodych ludzi był to pierwszy tak bezpośredni kontakt z wiosłami. Z perspektywy kajaka można było delektować się wolno przesuwającymi się obrazami nasyconymi różnymi odcieniami zieleni i jednocześnie wsłuchiwać się w barwnie opowiadane przez instruktora dykteryjki.
Po zejściu na ląd czekała na nas miła niespodzianka – gorąca herbata z cytryną i imbirem, a jej degustacja, zważywszy na stopień zamoczenia ubrań niektórych kajakarzy, nabrała szczególnego znaczenia. Powrót leśnymi duktami do ośrodka nieco się wydłużał, ale przed nami nowe przygody, bowiem nikt z nas nie wyobrażał sobie nie uczestniczyć w ekscytujących nocnych podchodach po Borach Tucholskich. Rozczarowania nie było. O wrażeniach po spotkaniu w ciemnym lesie „człowieka z piłą” albo wspinającego się po kilkunastometrowej sośnie opowiadano jeszcze następnego dnia przy wspólnym śniadaniu.
Podczas obiadu dzieliliśmy się przeżyciami z parku linowego. Na terenie ośrodka funkcjonują dwie trasy: pierwsza, pozornie łatwiejsza, dla osób o wzroście do 160 cm i druga, wymagająca nieco więcej siły i samozaparcia. Niejeden młody człowiek pokonał wtedy własne słabości, ale najwięcej braw zebrała przyszła pani technik weterynarii, która jako jedyna z dziewcząt pokonała tory przeszkód zawieszone nad urwiskiem.
Popołudnie spędziliśmy na długim spacerze z historią o dębach Napoleona w tle. Kto ciekaw, mógł wysłuchać wykładu, jak bezpiecznie pokonać słynne Piekiełko na Brdzie. Dzień zakończył się wspólnym ogniskiem i niezwykle udaną dyskoteką. Przed zaśnięciem jeszcze ktoś nieśmiało wspomniał o zielonej nocy, ale na wspomnieniach się skończyło. Noc była wyjątkowo krótka. Ranek nasi młodzi przyjaciele powitali z niewyraźnymi minami. Nie wiadomo do dzisiaj, czy to z powodu niewyspania, czy z powodu oburzenia, że jednak ktoś pamiętał o zwyczajach związanych z zieloną nocą. Niejeden ranny ptaszek z niedowierzaniem przyglądając się swoim dłoniom, długo dumał nad tym, co za „mikstura” oblepia klamki. Czujne opiekunki zapewniają, że nic groźnego.
Jeśli po dwóch dniach i dwóch nocach ktoś czuł niedosyt, mógł sprawdzić, jak działa wykrywacz metalu, pograć w piłkę, albo zjechać na linie rozwieszonej nad stawem. Potem jeszcze pieczenie pizzy, wspólny obiad i czas pożegnań.
Powtarzające się pytanie – czy jeszcze tu przyjedziemy? – najlepiej świadczy o tym, że to był udany wyjazd. Nie bez znaczenia był komfortowy ośrodek i jego położenie, ale przede wszystkim profesjonalni instruktorzy, którzy chwalili grupę za aktywność, kreatywność, ciekawość świata i kulturę osobistą.
I tak oto w pełni dokonała się integracja przyszłych techników rolników, techników mechanizacji rolnictwa i agrotroniki z przyszłymi technikami weterynarii. Lucyna Małek i Izabela Sawicka (L.M. i I.S.)